środa, 26 sierpnia 2015

Dzień 79. Chcę mieć dziecko

Chcę mieć dziecko...

Banalne zdanie w sprawie dalekiej od banału. Wrzucone pomiędzy "chcenie" nowej bluzki, spodni czy torebki. 
Zaczęłam się zastanawiać jak tak ważną sprawę jaką są dzieci można tak trywializować?
Do tej pory się nad tym zupełnie nie zastanawiałam, ale od kilku dni to pytanie nie może wyjść mi z głowy, a raczej jakaś próba odpowiedzi na nie.
Dziecko - żywa istota potrzebująca kochającej osoby i wsparcia w każdym aspekcie codzienności. Jest tak bezbronną istotką, tak nieporadną, że trzeba się czasem naprawdę mocno starać żeby zapewnić jej poczucie bezpieczeństwa, miłości i otuchy. 
Stwierdzenie więc, że "chcę mieć dziecko" jest kompletnie nietrafione. Bo mieć można przedmiot, a dzieciątko zmienia całe życie i wymaga poświęcenia. 
Moje doświadczenia są teraz bardzo świeże i wywołują u mnie mnóstwo skrajnych emocji. 
Trwające kilka godzin karmienie, przewijanie, przytulanie, kołysanie, mycie, przebieranie... 24h na dobę pełna dyspozycyjność. Reagowanie na potrzeby małego ludzika. To na początek! Potem jest już tylko bardziej wymagająco. 
Rozszerzanie diety, wspomaganie rozwoju, wspólna zabawa... zajęć starcza na cała dobę. Nieprzespane noce, drzemki w ciągu dnia. Spacery, noszenie na rękach, wychowanie, nauka. To wszystko ma się zawierać w stwierdzeniu: "chcę mieć dziecko"?
Przecież jest to deklaracja, że gotowy/gotowa jestem zmienić swoje życie i chcę wziąć odpowiedzialność za małą istotę. Później nie ma miejsca na wygodne wykręty, że nie przewinę bo nie umiem, nie  umyję bo nie lubię, nie pobawię się, bo ze mną się nikt nie bawił (poza tym dziecko powinno umieć zająć się sobą). Jak płacze, to zatkam smoczkiem, bo przytulać to mi się nie chce, bo to zbędne, bo się rozpieści, a ja właśnie coś czytam w internecie. Smoczek generalnie bywa rozwiązaniem większości problemów. 
Tak nie wygląda rodzicielstwo!
Ale w towarzystwie przynajmniej mogę się pochwalić, jakie mam fajne dziecko. Szkoda tylko, że wychowuje je ktoś inny, bo ja po prostu "mam dziecko".
Strasznie to przykre, ale często prawdziwe. Jak się uśmiecha jest moje, ale jak płacze, to ty się nim zajmij.
I tak się zastanawiam, skoro ktoś nie czuje, że chce być rodzicem w pełnym tego słowa znaczeniu, być uczestnikiem rozwoju małego szkraba, uczyć go świata i dbać na wszystkie możliwe sposoby, troszczyć się, przytulać, tworzyć więź, dzięki której odważnie i radośnie ruszy w świat, bo zawsze będzie wiedział, że może na Ciebie liczyć, to po co "chce mieć dziecko"? 
Choć często bywam zmęczona i czasem brak mi cierpliwości i motywacji, to wiem jaka leży na mnie odpowiedzialność i staram się ze wszystkich sił, żeby wychować szczęśliwych, pewnych siebie ludzi, a Ty?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz