sobota, 8 sierpnia 2015

Dzień 61. Wielka radość, wielki strach

Szczęście i stres. Pojawiło się nawet kilka łez i zwątpienie.
Po porannym obchodzie okazało się, że Z. jest dziewuszką na medal, i że wracamy dziś do domu. Upalną salę szpitalną zamieniłyśmy na własne łóżko i przyjemny chłodek przynajmniej na parterze domu. 
Wypisy były dopiero po południu, więc cały dzień jeszcze odpoczywałam, patrzyłam na śpiącą Z. i czekałam na powrót do domu.
Niestabilna emocjonalnie, lekko zagubiona, przestraszona i ucieszona jednocześnie. Gonitwa myśli, zadaniowość przeplatająca się ze zmęczeniem.
Gdy dotarliśmy do domu nie wiedzieliśmy czy A. ucina sobie właśnie popołudniową drzemkę, czy jest aktywny i zrelaksowany.
Niestety, po wspaniałym początku, kiedy A. podszedł do Z., wytłumaczył jej po swojemu zasady panujące w domu i na koniec dał jej buziaczka, nagle wszystko zaczęło zmierzać w innym kierunku. 
Okazało się, że A. w prawdzie nie śpi, ale jest bardzo zmęczony, co zaczął wkrótce komunikować. 
Ja rozdarta między płaczącą Z. i potrzebą bliskości A., Tata zmęczony próbujący pomóc przy A. i babcia czekająca z ciekawością na malutką Z.
Naglę zaczęłam tracić grunt pod nogami. Głośno, za głośno! Za szybko, czemu A. płacze, czemu nic nie gotowe i późno i co zrobić? Czy A. płacze bo jest Z.? 
Zaczęłam gmatwać się w emocjach i nie potrafiłam się zdystansować. Jak poświęcić czas tylko A., kiedy potrzebuje mnie Z.?
W końcu decyzja o szybkiej wyprawie do sklepu po potrzebne drobiazgi dla Z.
Chwila oddechu, bo Z. śpiąca została z Babcią a malutki A. ruszył z nami na zakupy.
I niby wszystko dobrze i wszyscy bezpieczni, a w środku wyrzuty sumienia, że trzydniowa Z. została beze mnie w domu. 
Oj ciężko zapanować nad hormonami. Drażliwość, zdenerwowanie i zmęczenie i nic nie możesz na to poradzić. 
Oby do jutra, może będzie lepiej. A dziś co uszczęśliwia?
Powrót do domu i początek nowego, w wyobrażeniach dużo trudniejszego życia. A jak będzie? Liczę, że coraz lepiej.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz