czwartek, 6 sierpnia 2015

Dzień 59. Wielki Dzień

Choćby sobie wszystko próbować wyobrazić. Spróbować zaplanować i mieć już jakieś doświadczenie w tej materii, to poród pozostaje zjawiskiem dla mnie tak niewyobrażalnie magicznym, że aż surrealistycznym.
Po wczorajszej wizycie u dr. Zduna i szpitalu Św. Zofii, coś w organizmie przeskoczyło i nad ranem zaczęłam faktycznie odczuwać skurcze. Szybkie dopakowywanie torby, kompletowanie rzeczy, które powinny czekać na Z. w domu i w końcu pobudka Taty, że chyba już czas. Nerwy na przemian z dużym spokojem, nadzieja że szybko powitamy na swiecie malutką Z. 
Po przyjeździe do szpitala zła wiadomość, a właściwie 2. 
Brak wolnych miejsc i przede wszystkim brak skurczy! Lekkie rozczarowanie, niezadowolenie, że kurcze może to fałszywy alarm? Ale jednocześnie wielka chęć zakończonego sukcesem porodu. Badania nierokujące na szybki poród, próba odesłania do innego szpitala, w końcu spacer na obiad i z powrotem do św. Zofii. Bez większego bólu i superskuczy. 
Po przestąpieniu progu szpitala, nakręca się karuzela zdarzeń. Skurcze dają czadu, zwalnia się miejsce w Domu Narodzin, szybka decyzja i ok. - zaczynamy! 
Po kwalifikacji przez położną, na własne życzenie rezygnuję ze znieczulenia i innych medykamentów i co ma być to będzie - rodzimy!
Położna wspaniała, zapewnia, że za godzinkę albo szybciej będzie po wszystkim, a ja bardzo chce jej wierzyć. Jeszcze na izbie przyjęć Tata pomaga masażem przetrwać narastający ból i pędzimy do "Londynu" - tak nazywa się sala, w której będziemy rodzić. Tylko słowo WOW, przychodzi mi do głowy, żeby opisać warunki, ale nie mam czasu nawet za bardzo się przyglądać. Zaczynamy wodny poród, a właściwie kończymy! 
Wystraszona, że największy ból jeszcze przede mną, dowiaduję się, że już prawie urodziłam i że jeszcze chwila koncentracji i najwspanialsza dziewuszka świata będzie z nami. Niedowierzanie, radość, mobilizacja, zadaniowość i jeden konkretny cel. 
Po 40 min. od przyjęcia do szpitala Z. wita świat! Najpiękniejsza śliweczka węgierka jaka istnieje :-) Czarne włoski, kształtna główka, nasza mała Z. Tata nie może uwierzyć, że już po wszystkim, ja też jestem w lekkim szoku, a na moim brzuszku leży taka mała bezbronna istotka. Wspaniale! Jeśli można wyobrazić sobie poród idealny, to taki on był. Zarówno przyjście na świat A. jak i Z. było doświadczeniem potrzebnym, emocjonalnym i wyjątkowym. Właśnie dziś robimy remanent naszego życia i rozpoczynamy nowy fascynujący rozdział 2+2 = największe szczęście. Co przyniesie przyszłość? Tego nie wie nikt, ale teraźniejszość jest dziś wyjątkowo wspaniała.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz