środa, 19 sierpnia 2015

Dzień 72. Mama (nie)idealna

Gonitwa myśli, gonitwa zdarzeń. Dni pędzą, a ja czuję, że nie nadążam. Lęki, nerwy, bezsilność i próba ogarnięcia wszystkiego wbrew logice i fizyce.
...i wtedy dzwoni telefon... i po rozmowie czuję, że jednak może zdołam to wszystko ogarnąć, że może wystarczy więcej koncentracji i sobie to wszystko poukładam?
Każdy, albo prawie każdy ma kogoś, kto go inspiruje, uspokaja, wskazuje właściwy kierunek nic nie narzucając, przekonuje, że dasz radę. Czerpie z własnych doświadczeń, żeby pokazać Ci, że wcale nie jest tak źle jak Ci się wydaje, i że u innych wcale nie jest tak różowo. Taka właśnie jest G.
Jej podejście do macierzyństwa, wychowania, otaczających dzieci przedmiotów jest tak bardzo po mojemu, że uwielbiam jej słuchać, obserwować, czerpać.
Nie chodzi tu absolutnie o próbę odzwierciedlenia jej zachowań, ale o coś znacznie ważniejszego. O wiarę we własną intuicję i we własne siły.
Gdy podzieliłam się z nią moimi wątpliwościami i rozterkami nie mówiła jak większość: "trzeba zrobić tak i tak", nie podała gotowej recepty i nie uniosła nosa aż do gwiazd w swej mądrości.
Potwierdziła, że również miała i ma cięższe chwile, i że przede wszystkim należy słuchać siebie.
To chyba najważniejsza rzecz, która dodała mi skrzydeł.
Bo w chwilach trudnych, gdy wszystko zdaje się nam wymykać spod kontroli, tak bardzo łatwo jest zwątpić w siebie. Tak łatwo jest wygłuszyć własną intuicję i szukać rozwiązań często kompletnie niezgodnych z naszym sumieniem. Bo jeśli w danej chwili zawiedliśmy samych siebie, to może wszystko co robimy jest ślepą uliczką? Może inni mają racje? Bo przecież mama nas wychowała na porządnych ludzi, to może jej metody są lepsze? Bo koleżanki dziecko jak się spotykamy to przez 20 min. jest "grzeczne", to może ona ma rację?
Szczerze?
G... prawda!
I tu G. otworzyła mi szeroko oczy. 
Nigdy nie powinno się robić czegoś, co inni radzą, a co jest w totalnej opozycji do naszej wizji rodzicielstwa!
Należy zawsze i do końca ufać sobie. Gdy będzie nam się wydawało, że błądzimy, a przecież kiedyś nasze metody tak fajnie się sprawdzały, to nie zmieniajmy ich wbrew sobie, tylko starajmy się dostosowywać do potrzeb naszych dzieci i podążajmy własną drogą. 
I choćbyśmy popełniły jakiś durny błąd, to będzie on po prostu nasz! Bo tak w danej chwili czułyśmy. Szybka reakcja i korekta postępowania jest w stanie wyprostować trudną sytuację. W lawinie "dobrych rad" będziemy tonąć, a w najlepszym przypadku dryfować bez celu, bo to nie nasz świat, nie nasze ścieżki i nie będziemy w stanie się z nich tak łatwo wyplątać.
Więc odpuszczam sobie troszkę, daję sobie kredyt zaufania i wiary, że właśnie Ja dam radę, że nikt inny nie wychowa moich dzieci tak jak właśnie ja. I będę błądzić, i będę płakać, przepraszać, momentami nie lubić siebie. Ale te wszystkie błędy, które z pewnością popełnię będą pracowały na lepszą mnie i szczęśliwsze dzieciaczki.
Bo to wcale nie prawda, że nie można się mylić.
Nie myli się tylko ten co nic nie robi. Ważne by być elastycznym i konsekwentnym. Nie, nie upartym, bo tylko krowa nie zmienia poglądów ;)
Bo mimo moich niedoskonałości, może właśnie jestem jednak mamą idealną?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz