środa, 27 maja 2015

Bo... MAMA

Laurki, kwiatki, bombonierki, piosenki, uśmiechy, całusy, miłość..... Te wszystkie określenia przychodzą mi do głowy kiedy pomyślę o Dniu Mamy. Od 30 lat składam życzenia mojej Mamie i wiem, że jest najlepszą Mamą na świecie. Jednak już drugi raz jest to dla mnie dzień szczególnie magiczny i wyjątkowy, bo... Mój!
Gdy zasiadałam do komputera, by opisać emocje, które  mi towarzyszyły 26.05. byłam smutna, rozczarowana i czułam się troszkę... niedoceniona?
Ciężko to opisać, ale czasem wyobrażenia i oczekiwania nie idą w parze z rzeczywistością i wtedy powstaje w głowie zgrzyt. Czasem irracjonalny i banalny, ale jak już zawładnie myślami, to ciężko go zbojkotować.
A. ma dopiero 19 miesięcy, wiec jest za malutki na kwiatki, czekoladki i piosenki, ale jakoś tak liczyłem, że Tata trochę mu pomoże i w "zastępstwie" za synka przynajmniej złoży życzenia i ucałuje z okazji Dnia Mamy, ale nic takiego się nie stało. Po prostu dzień jak codzień.
Totalna błahostka można pomyśleć, albo że się czepiam, albo że próżna jestem... i milion jeszcze innych epitetów wymyślić się da. Jak ja w ogóle mogłam naiwnie oczekiwać, że ktoś mi życzenia składać będzie, kiedy to ja wdzięczna być powinnam, że mam zaszczyt być Mama? I zgoda! Nie będę zaprzeczać, bo niewykluczone, że sama bym tak o kimś pomyślała. Ale nic nie poradzę, że czułam inaczej. Nie zamierzam się tego wypierać i udawać, że jestem idealna, i że miłość do A. rekompensuje mi wszystkie gorsze chwile. Nie! Ja po prostu czułam potrzebę, żeby ktoś spojrzał na mnie przychylnie i powiedział, że wykonuję dobrą robotę, i że daję radę.
Rzadko zdarzają mi się takie momenty, kiedy potrzebuje wsparcia, ale w tym dniu było mi to wyjątkowo potrzebne.
Usiadłam więc do komputera z żalem i rozczarowaniem. A. nie za bardzo chciał zjeść kolacje, a ja nie za bardzo miałam cierpliwość i ochotę godzić się na jego zabawę jedzeniem. Ale gdy rzucił w końcu łyżeczką o podłogę, włożył małe rączki ochoczo do miseczki z płatkami owsianymi i zaczął z rozbrajającym uśmiechem i nieskażoną radością jeść raczkami ziarenko po ziarenko, w miedzy czasie proponując mi odrobinę, wszystko mi odeszło. Cały smutek przestał mieć znaczenie. Po prostu usiadłam, patrzyłam i towarzyszyłam A. w jego fascynującej przygodzie jedzeniowej.
Nagle łzy same zaczęły mi płynąć po policzkach. Z radości, że mam najwspanialszego synka na świecie, z głupoty jaką było przejmowanie się brakiem życzeń, ze zmęczenia, ze złości, że nie jestem tak idealną mamą na jaka zasłużył A. i z nadziei, że zrobię wszystko, żeby zasłużyć na wszystkie te atrybuty Dnia Mamy od A., kiedy już będzie wiedział, że 26.05, to ważny dzień, i uzna, że chce zrobić coś specjalnie dla mnie.
Nie da się być mamą idealną. Nawet już chyba nie próbuję. Popełniam błędy. Włączam bajki, żeby mieć chwilę dla siebie, robię kaszki "błyskawiczne", żeby A. nie płakał w oczekiwaniu na śniadanie. Czasem daję odrobinę słodkości, kiedy widzi jak podjadam i podchodzi z otwartym pysiem i głośnym "aaammmm". Czasem się zdenerwuję i podniosę głos, i choć od razu tego bardzo żałuję, czasem  zwyczajnie brak mi cierpliwości. Daję wciąż smoczek, choć już dawno mogłam A. odzwyczaić.
Ale te moje niedoskonałości nie zmieniają faktu, że kocham A. ponad wszystko. Uwielbiam każdy dzień i nieprzespaną noc, którą spędzamy razem. Uwielbiam jego radość i ciekawość w oczkach, to że kiedy biegnie tak śmiesznie bierze rączki do tyłu i wygląda jak Małysz na zjeździe ze skoczni. Że przytula się w nocy niemalże zrzucając mnie z łóżka, że budzi się rano i prawie wali mnie kubeczkiem w głowę, żebym dolała mu wody. Uwielbiam, że kiedy gotuje swoje wirtualne dania, to zawsze daje mi spróbować. Że marszczy nosek i robi przy tym śmieszny dziubek, że całuje kiedy chce, a jak przychodzi pora mycia zębów to śpiewa "Ooo" z piosenki Fasolek "Myj zęby".
I tak sobie myślę, i zaczynam zdawać sobie sprawę, że to wszystko są najwspanialsze prezenty jakie otrzymuję. I to nie tylko w dniu Mamy, ale codziennie, bez okazji. Po prostu, tylko dlatego, że przy nim jestem.


wtorek, 26 maja 2015

Ciekawość

W końcu przychodzi taki moment, kiedy po miesiącach zastanawiania się i analizowania, wreszcie postanawia się coś zmienić.
Więc zmieniam, zmieniam od dziś.
Choć tak serio, to wszystko zmieniło się niewiele ponad półtora roku temu, a tym wszystkim jest A.
Mały chłopczyk, który wkroczył niepewnie w życie moje i swojego Taty i od tego momentu bardzo sprytnie się w nim odnajduje.
Blogów "mamusiowych" jest cała masa i niektóre śledzę regularnie. Mnóstwo opisanych tam sytuacji jest niemalże z życia mojego wyrwanych. Tak sobie myślę i dumam.... Chyba też chcę opowiadać swoją historię, by móc za jakiś wrócić do tych emocji, które aktualnie odczuwam i wspomnień, których szczegóły pewnie zacznie zacierać czas.
Dlatego rozpoczynam Mój rozdział w wirtualnym świecie i opiszę moją przygodę z dumnie brzmiącym MACIERZYŃSTWEM.
Ciekawa jestem jaki będzie tego rezultat? Czy pisanie o blaskach i cieniach życia pod jednym dachem z małym ludzikiem zmieni coś? A może wcale nie trzeba się napinać, tylko po prostu ufać sobie i słuchać potrzeb A. i wszystko samo będzie płynęło w swoim tempie? :)
Niewątpliwie rozpoczynająca się przygoda zapowiada się interesująco :)