poniedziałek, 27 lipca 2015

Dzień 49. S jak spontaniczny Sopot

W życiu można kierować się różnymi zasadami. Można szukać problemów i odmawiać sobie wszystkiego zasłaniając się pracą, brakiem czasu, pieniędzy, czy wszystkim dookoła, a można kierować się odrobiną spontaniczności, która drzemie w każdym z nas i wyłapywać okazje na odmianę szarości dnia codziennego. 
Dziś nadarzyła się taka właśnie okazja.
Tata miał do załatwienia na Pomorzu sprawę firmową. Krótkie spotkanie, a odległość zajmująca cały dzień. 
Mógł jechać sam, ale nie musiał (no bo gdzie bidulek tyle godzin w samochodzie w samotności miał spędzić?)
Ha :)
Zwarci i gotowi z A. zgłosiliśmy chęć towarzyszenia Tacie w wyprawie.
Na wszelki wypadek do bagażnika trafiły szpitalno - porodowe torby, potrzebne dokumenty, ewentualne rzeczy na przebranie i kosmetyki.
Droga była ciężka i końcówka 38 tygodnia ciąży dawała się we znaki. A. też nie najlepiej zniósł kilkugodzinną podróż. To nie to co kiedyś, kiedy przesypiał całą drogę i budził się z uśmiechem na miejscu :)
Najważniejsze, że daliśmy radę. 
Po spotkaniu, na które pojechał Tata, zapadła decyzja, że jedziemy do Sopotu i zostajemy na noc, żeby nie przesadzić i nie narażać się na wyjątkowo mało rozsądne zmęczenie.
Hotelik zarezerwowaliśmy przez Trivago.pl. Okazało się, że przez aplikację było 40% taniej niż w recepcji na miejscu! Zdecydowanie nam się opłacało :)
Po rozlokowaniu się w pokoju poszliśmy na spacer nad morze. Pogoda lekko wilgotna nie odstraszała nawet za bardzo. 
Uwielbiam Polskie morze, więc mimo gigantycznego zmęczenia i poczucia, że Z. chyba przyspieszy swoje pojawienie się na świecie, cieszyłam się ogromnie ze spontanicznej wyprawy.
Bo nie można w życiu ze wszystkiego rezygnować i samemu rzucać sobie kłód pod nogi. Trzeba umieć cieszyć się małymi rzeczami i starać się wykorzystywać nadarzające się okazje. 
Ciężka podróż, rozdrażnienie i zmęczenie ustępują gdy już jesteśmy u celu. I tak było dziś. I warto było :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz