sobota, 25 lipca 2015

Dzień 47. Spacery suche i mokre

Gorąąąąącooo! Duszno, parno, męcząco. Ta pogoda mnie lekko wykańcza. Kompletnie nie mam siły robić nic, kiedy temperatura na dworze przekracza 33 stopnie. 
Plan był idealny: zabrać A. i pójść na spacer do sąsiedniej miejscowości na ciacho, albo kawę. 
Wyszykowaliśmy się więc z Tatą. A. zadowolony siedział w wózku, a mi się nogi jak z waty zrobiły i już wiedziałam, że zwyczajnie 45 minut spaceru jest jednak ponad moje siły. 
Tata postanowił więc wyruszyć w drogę z gotowym na wyprawę A., a ja miałam dojechać do nich do celu samochodem. Też mi rozrywka...
Trudno, siła wyższa. Nie ma co przesadzać skoro organizm już na wstępie odmawia współpracy. Postanowiłam nie kozaczyć i zostałam w domu, czekając na sygnał kiedy mam wyruszyć.
Odpoczynek okazał się zbawienny i pozwolił nabrać sił. 
Gdy spotkaliśmy się w umówionym miejscu, mogliśmy pozwolić sobie jeszcze na krótki spacer zanim zasiedliśmy na kawce.
Piękna pogoda, jak to czasem bywa, w ciągu kilku chwil zniknęła, a jej miejsce zajął obfity deszcz. 
Ten natomiast wzbudził ciekawość i zachwyt A. i nie było siły, żeby powstrzymać małego człowieka przed wyjściem na dwór. A skoro nie ma po co walczyć, najlepiej towarzyszyć :) 
Złapał A. moją rękę i wyciągnął przed wejście :) Krople ciepłego deszczu nie były uciążliwe, a rosnąca radość moknącego A. rekompensowała niedogodność bycia mokrą. Spacerowaliśmy tak z A. dookoła kawiarni, a tworzące się kałuże całkiem zmoczyły małe stópki A.
Gdy rozpadało się na dobre, wróciliśmy z Tatą i A. do siebie, a tam... wielka kałuża odgradzała nas od wejścia do domu. Niedługo myśląc, zdjął Tata buty, wziął za rączkę A. i wspólnie wmaszerowali w sam środek wodnej atrakcji. 
A. był szczęśliwy, a nam to pasowało :) Chodziliśmy na zmianę z A. raz w jedną raz w drugą stronę, nie bojąc się deszczu i ciesząc się radością tego małego chłopczyka. 
Znacznie ciężej było zagonić go potem do domu, ale to już kompletnie inna historia ;)
Odnalezienie w sobie dziecka i pozwolenie na kałużową zabawę A. to wielki pozytyw na dziś. Bo często w codzienności brakuje takich chwil dystansu do samego siebie i odnalezienia w sobie dziecięcej naiwności, a dziś się udało i brawo dla nas.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz