niedziela, 12 lipca 2015

Dzień 34. Niedzielna laba

Czas relaksu, relaksu, relaksu to czas....
Kiedy w jednym domu przebywają cztery osoby i każdy może robić to na co ma ochotę, to znaczy że jest najlepiej :)
Brak usilnego organizowania czasu, zrelaksowany mały A., śpiący trzy godziny obok czytającej książkę Babci, siedzący na kanapie Tata i ja łapiąca drzemkę. Czego chcieć więcej? 
Czasem jest tak, że gdy nadchodzi dzień ustawowo wolny od pracy, to trzeba coś z nim zrobić. Faktem jest, że dla mnie nie ma zbyt dużej różnicy czy to wtorek czy niedziela, bo do biura na 8 godzin dziennie nie chodzę, w każdym razie dla Taty i Babci, niedziela to raczej dzień wolny z przydziału. 
Więc kiedy już taki dzień nadejdzie, często za wszelką cenę chcemy, żeby był "wykorzystany", taki inny i odświętny. I w tej gonitwie za atrakcjami i fajnością gubimy rzecz podstawową i najważniejszą - wypoczynek. Urozmaicanie czasu jest bowiem niekiedy piekielnie męczące :) Owszem, bardzo fajnie jest robić coś nietuzinkowego i ekscytującego, ale trzeba też potrafić się wynudzić i zrelaksować. 
Od rana miałam chęć na zrobienie "czegoś". Na pojechanie w ciekawe miejsce, zjedzenie czegoś dobrego. Lecz nikt nie podchwycił mojej myśli, a ja sprecyzowanych planów nie miałam. 
Zostaliśmy więc w domu i tak jak napisałam wcześniej odpoczywaliśmy.
Tak klasycznie można by powiedzieć marnowaliśmy dzień. Każdy zajmował się sobą, nikt na siłę nie próbował nikogo zabawiać. Nawet mały A. odnalazł się w tym spokoju i dzielnie wypoczywał.
I takie oto pozytywy dnia dzisiejszego. Legalne, rodzinne marnowanie czasu :) 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz