środa, 22 lipca 2015

Dzień 44. Emocje rosnął

Zabieram się do pakowania rzeczy do szpitala jak pies do jeża. 
Przeglądam, przekładam, piorę, wybieram.... i nic z tego nie wynika :)
Już niby jestem mentalnie przygotowana na pakowanie, a jednak nie wiedzieć czemu odkładam to na potem :)
Dziś zrobiłam kolejne podejście do przygotowania rzeczy. Oczywiście wybrałam kiepski na to moment, gdy A. był we wspaniale radosnym humorze, chętny do bzikowania i zabawy. 
Wszelkie więc moje próby ułożenia rzeczy kończyły się fiaskiem w momencie przejścia Godzilli, siejącej spustoszenie :)
Nie napinałam się i po prostu po raz kolejny schowałam rzeczy do szuflady, może jutro znów podejmę próbę ;)
Szukając wsparcia i wskazówek pisałam z koleżankami mamami, żeby podpowiedziały co jeszcze zabrać ze sobą, bo przez prawie dwa lata, mogłam o czymś zapomnieć. No i jak tak wymieniałyśmy poglądy i doświadczenia, to okazało się, że zatarło mi się w pamięci pełno mało komfortowych wspomnień związanych z bólem, połogiem i początkami karmienia :)
Ależ ta głowa jest wybiórcza :) wydawało mi się, że jakoś tak łatwo z tym A. było na początku, ale dziś zdałam sobie sprawę, że to tylko wersja oficjalna dla tłumu, a w rzeczywistości było trochę walki z bólem i samą sobą. 
Przyznaję, że zaczęłam się stresować :)
Tata A. też nie pała optymizmem i nie lekceważy nadchodzących zmian.
Trudniej nam chyba niż przy A. te oczekiwania na pojawienie się Z. mijają. Ale w sumie dobrze, że mamy tyle wątpliwości, niepewności i lęków. Jakoś tak mam wrażenie zdrowo :) Gorzej gdybyśmy byli zbyt pewni siebie, a rzeczywistość szybko zweryfikowałaby nasze "lekkie" podejście do tematu. Muszę jednak przyznać, że gdy widzę takie malutkie dzieciątka w wózkach, to jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że wkrótce taka mała istota wprowadzi się do nas :)
Pozytywnie zdenerwowana i spanikowana nadchodzącym nowym etapem życia :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz