poniedziałek, 20 lipca 2015

Dzień 42. Jedzenie to frajda

"Za mamusię, za tatusia, za kotka...."
Stare jak świat metody "karmienia" maluchów. 
"aaa... leci samolot....", "zjedz, bo mama specjalnie dla ciebie ugotowała...." i wiele innych "wspomagaczy", którymi rodzice jakoś próbują zaklinać rzeczywistość. Czy są skuteczne? 
Na szczęście nie wiem.
Na pewno są wkomponowane od pokoleń w próby przekonania niejadka do spróbowania choć obiadu, jednak kompletnie niezgodne z moją "filozofią" jedzenia.
Mądrala ze mnie, bo po prostu nie mam z A. problemu.
Z czego to wynika, że jedno dziecko wcina wszystko co mu się poda, a inne kręci noskiem na najlepsze rarytasy? Och, gdyby ktoś poznał odpowiedź na to pytanie, to Nagroda Nobla murowana.
W obecnej sytuacji możemy się tylko domyślać i chwytać się tego co działa na nasze maleństwo.
A. od początku karmiony był naturalnie, tzw. KP. :) 
W myśl najnowszych zasad i ustaleń nie odmawiałam sobie niczego do jedzenia, rezygnując całkowicie z polskiej diety mam karmiących, którym zabrania się wszystkiego na wszelki wypadek.
Otóż, ja jadłam wszystko z nastawieniem, że jeśli coś wyraźnie będzie szkodziło A. wtedy oczywiście wyeliminuję to ze swojej diety. Na szczęście silny organizm małego A. nie przejmował się tm co jem i wszystko było w najlepszym porządku. 
Podobnie rzecz się ma z osławionymi "kolkami". Kto to do licha tak w ogóle nazwał i dlaczego gdy tylko mały ludek zapłacze, wszyscy chóralnie zawsze krzyknął, że to "kolki"? A może trylion innych rzeczy akurat mu przeszkadza?
A. nie miał kolek, choć jak zdarzało mu się rozpłakać, to wiele osób próbowało tak sobie wytłumaczyć jego gorsze samopoczucie, a mnie drażniło to niemiłosiernie, bo co obcy ludzie mogli wiedzieć o A. widząc go 15 min.?
Także kolki są modne i są wytłumaczeniem na wszelkie sytuacje trudne dla dzieciaczków.
No nie znoszę tego określenia.
Oczywiście są dzieci, których układ pokarmowy jest jeszcze nie do końca przystosowany i cierpią na bóle brzuszka. W Japonii mówi się nawet o okresie "100 dni płaczu", bo zwykle ok. trzech miesięcy trwa zwiększony dyskomfort malucha i rodziców.
Na szczęście dzieci KP znacznie rzadziej tego doświadczają i A. był jednym z tych radosnych osobników.
Dietę A. zaczęliśmy powoli rozszerzać, gdy skończył 6 miesięcy. Bez pośpiechu, powolutku i bezsłoikowo.
Umówmy się, ugotowanie jednej marchewki to nie jest wyzwanie przekraczające czyjekolwiek umiejętności.
Zanim przyszedł czas podawania A. czegokolwiek innego prócz mleka, koleżanka G. zwróciła moją uwagę na modną metodę karmienia dzieci określaną tajemniczo BLW.
Polega ona w bardzo wielkim skrócie na ominięciu etapu papek i podawanie jedzenia w kawałkach, żeby dzieciątko samo obgryzało i ciumkało kawałeczki warzyw czy owoców.
Jakoś kurczowo się tego nie trzymaliśmy, ale faktycznie chyba nigdy nie zmiksowałam żadnego jedzenia dla A., a co najwyżej rozgniotłam widelcem.
Nie odpuściłam tylko karmienia łyżeczką, kiedy na obiad była zupa, bo jakoś nie mogłam sobie wyobrazić jaki sens jest w podaniu tak małemy dziecku płynu do samodzielnej konsumpcji.
Może jeszcze tylko wspomnę, że A. był całkowicie "bezbutelkowy", a wszystkie posiłki jakie dostawał poza KP, podawane miał łyżeczką, albo radził sobie rączkami.
Metoda BLW dawała od początku sporo swobody jeśli chodzi o dobór produktów i form podania. No i przede wszystkim mieliśmy to szczęście, że A. od początku miał wielką chęć na próbowanie.
Nie wiem czy to zasługa tego, że gdy był KP poznawał różne smaki ze względu na moją dietę bez diety? czy sposób karmienia BLW tak wpływa na dzieci? ale dziś mogę śmiało powiedzieć, że mam dziecko wszystkojedzące.
Oczywiście są dni, kiedy nie ma ochoty na konkretną rzecz, a zajada się inną, ale któż z nas tak nie ma?
Pozostaje mi więc mieć tylko nadzieję, że zostanie mu ta ciekawość smaków. 
Nie jestem Eko mamą podającą A. tylko zdrowe i ekologiczne produkty. Czasem zje wafelka, czekoladę, czy małe czekoladowe jajo z zabawką w środku. Jednak nigdy nie odbywa się to kosztem "normalnego" posiłku i nie jest żadną nagrodą za "ładnie" zjedzony obiad.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz