piątek, 12 czerwca 2015

Mama w ciąży

Pierwsza ciąża jest wyjątkowa, magiczna, interesująca i wspaniała - tak przynajmniej być powinno, chyba?
Będąc w ciąży z A., wiedziałam o swoim stanie prawie wszystko, a przynajmniej tyle ile zdołałam przeczytać w internecie, dowiedzieć się od lekarza i dopytać koleżanek. Każdy kolejny tydzień, przenosił mnie w magiczny świat rozwoju małego człowieka. Wiedziałam kiedy pojawiają się paznokcie, otwierają oczka, kształtują organy i jak rozwija się mały mózg. Teoretycznie byłam na bieżąco z małym rosnącym w brzuchu A. Miałam czas na drzemkę, odpoczynek, nie dźwiganie, i generalnie bycie w ciąży. Kupowanie ubranek, wyprawki, czytanie o karmieniu piersią, było fascynujące i z nostalgią wspominam ten czas. Nawet chyba udało mi się mentalnie przez te 9 miesięcy na pojawienie się A. przygotować :) nie ukrywam, miałam komfort i oczekiwanie na pierwsze maleństwo było czasem spokojnym i łaskawym dla mnie przez naturę. Czułam się bardzo dobrze, brzuszek do ostatniej chwili nie przeszkadzał w czynnościach codziennych, mąż chuchał i dmuchał :) Nigdy nie traktowałam ciąży jak choroby i starałam się nie rezygnować z niczego w granicach rozsądku. Spotykałam się ze znajomymi, wyjeżdżaliśmy na weekendy za miasto, było błogo :)
Druga ciąża, to już zupełnie inna para kaloszy, zwłaszcza jak ma się w domu niewyrośniętego jeszcze zbytnio pierwszaka :) Tydzień ciąży znam oczywiście, aż tak źle to nie jest ;) ale czy Z. w brzuszku ma paznokietki to już ręki sobie nie dam uciąć. Drzemka w ciągu dnia, to teraz jakieś mityczne słowa nie mające poparcia w rzeczywistości, a spokój i odpoczynek znam tylko z reklam :) Oczywiście nie jest aż tak źle, ale błogiego stanu celebrować nie ma jak i kropka. Lekarz prosił żebym nie dźwigała A., ok. ale niech maluszkowi to wytłumaczy ;) A. jest na etapie ciekawości światem i jest wszędzie, mam czasem wrażenie, że osiągnął umiejętność bilokacji. No bo jak go nie trzymać na rękach, jak trzeba gdzieś pójść  i nie ma warunków, żeby mógł swobodnie pobiegać, a wózek nie zda egzaminu? Jak dostać się na górę do jego pokoju, gdy pokonanie schodów, to wyprawa jak na Mount Everest połączona z rozbijaniem obozów na kolejnych stopniach? Czy wreszcie ile razy można odmawiać małej istotce, która wyciąga do Ciebie rączki i tak bardzo chce się przytulić? W teorii super - w ciąży nie można dźwigać, a życie, życiem :)
Kompletowanie wyprawki, też nie jest już tak fascynujące. Bardzo dużo rzeczy jest przecież w stanie niemal idealnym po A. Łóżeczko jak nowe, bo A. dużo spał z nami, a jak miał 13 miesięcy dostał normalne łóżeczko, bo bardzo płakał, jak widział szczebelki niemowlęcego. Ubranka dla takiego maluszka czy to chłopczyk, czy dziewczynka nie mają większego znaczenia, bo biele i szarości pasują każdemu. Jedyne na co się zdecydowałam to kupno kilku sztuk dziewczyńskich typowo ubranek, a niech ma coś tylko swojego ta mała Z. Wanienka, ręczniki, rożki i inne duperele są. Ciąża mija, a czas na przygotowania się kurczy :) I pojawia się 1000 pytań, jak ja sobie poradzę? Z jednym nie było problemu, bo cała moja uwaga koncentrowała się na A.
Godzinne karmienie? Proszę bardzo! Przytulanie, głaskanie, całowanie, noszenie na rękach, wstawanie w nocy, nocne karmienia, nie było problemu. A jak będzie teraz? A najbardziej martwię się o..... A. Serio, boję się po prostu jak poradzi sobie ta mała główka z nową sytuacją? Nagle pojawi się płacząca istotka, którą nie można się pobawić, a ja będę poświęcać jej sporą część czasu, która dotąd była zarezerwowana dla A. Nie czuję kompletnie klimatu rozmawiania z A. o tym, że pojawi się niedługo Z. Po prostu nie lubię i nie rozumiem takich szopek. A. na 19 miesięcy i mam pewność, że może tłumaczenia kompletnie nie znajdą zrozumienia w jego małej główce. Więc martwię się, jak poradzę sobie z karmienie, bo nie wyobrażam sobie innego karmienia niż naturalne, a to na początku trochę trwa. Zastanawiam się, jak pomieścimy się wszyscy w jednym łóżku, bo A. tupta do nas w nocy, a Z. będę na pewno karmić. No martwię się. Najbardziej ze wszystkich sił, nie chcę żeby A. poczuł się odrzucony, z powodu pojawienia się Z. Niestety większość przypadków jakie znam, opierają się jednak na wielkich dramatach małych ludzików, gdy w ich świat wkracza rodzeństwo. 
Ach ta gonitwa myśli, nikt nie daje niestety recepty, co zrobić, żeby się udało to wszystko gładko pogodzić. Chyba jedyne co pozostaje, to starać się ze wszystkich sił i czasem sobie po prostu odpuścić i nie być dla siebie zbyt surowym. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz