piątek, 19 czerwca 2015

Dzień 11. Odrobina Nas u nas

Klisza aparatu fotograficznego mieściła uogólniając ok. 30 zdjęć. Często tylko tyle przywoziliśmy z wakacji. Wywoływanie  i oczekiwanie na efekty budziło entuzjazm i zaciekawienie. Czy żadna klatka nie została zmarnowana? Czy zdjęcia oddają ducha wyjazdu? Czy na jakieś ważne zdjęcie nie zabrakło miejsca? Trzeba było się ograniczać, dwa razy zastanowić przed "cyknięciem fotki". Dziś, zrobienie setek zdjęć z wyjazdu jest normą. Kadr taki, siaki, to samo w pionie, poziomie i jeszcze inaczej. Jest jednak pewna rzecz, która uleciała razem z kliszą. Zdjęć się raczej nie wywołuje, bo wszystkie mamy w komputerze i się ich nie ogląda!
Dawniej triumfy świeciły albumy do zdjęć. Wszystkie były starannie podpisane i często się do nich zaglądało. Dziś już się tego nie robi. Może dlatego, że łatwiej było przejrzeć zdjęć 30 niż 300? A może dlatego, że albumy były bardziej namacalne niż foldery na pulpicie? 
W każdym razie, gdy przeprowadziliśmy się rok temu do domu, kupiliśmy ramki do zdjęć z założeniem, że wypełnimy dom naszymi wspólnymi fotkami. Było tych zdjęć wystawionych do dziś chyba w sumie pięć :) a plany takie ambitne. Pozostałe ramki leżały schowane w kartonie i jak to mówi Tata "nabierały mocy". 
Dzisiejszą radością jest to, że w końcu się zmobilizowałam, wybrałam zdjęcia spośród kilku tysięcy znajdujących się na moim komputerze i.... oddałam do wywołania! Dokupiłam ramki i nie zastanawiając się zbyt długo powkładałam do nich zdjęcia. Nagle okazało się, że mamy śliczne zdjęcia A. i nasze wspólne, które jeszcze chwila i zostałyby zapomniane. 
Różnorodne ramki zawitały więc w salonie i wyglądają pięknie, przytulnie, rodzinnie. Choć jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa w dekorowaniu Nami naszego domu :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz