wtorek, 16 czerwca 2015

Domowo - rocznicowo :)

Mijają dni miesiące mija rok...
Tak właśnie się stało. Z niedzieli na poniedziałek minął rok, od naszej pierwszej nocy w wyremontowanym domu z dala od zgiełku miasta :) Zleciał ten czas jak szalony. Pamiętam, że jak się wprowadzaliśmy, jeszcze wiele rzeczy nie było skończonych, a A. był taki malutki. Choć wiadomo jak to z remontami bywa, nadal całe mnóstwo jest do zrobienia. W każdym razie, ten rok dał mi dużo spokoju, przestrzeni i radości z obserwowania jak A. rozwija się i zdobywa nowe umiejętności w przestrzeni dostosowanej do jego bezpieczeństwa i potrzeb. 
Bo nie ma co ukrywać, ale moim ulubionym pomieszczeniem w domu jest zdecydowanie pokój A. 
Jest bezpieczny, jasny, miękki i stworzony tak, żeby A. wszystko miał pod ręką. Przebywanie tam z A., to odpoczynek :) Wchodzenie do szafki? - proszę bardzo, wyciąganie wszystkich książeczek na środek? - czemu nie. Zabawek mały A. nie ma przytłaczającej ilości, więc gdy schowa się je we właściwych miejscach to panuje spokój, ład i harmonia, którą lubię w przestrzeni dziecięcia :)
Na początku wcale nie było tak łatwo przyzwyczaić się do odległości od Warszawy i nie umiejąc poruszać się po okolicznych sklepach, po zakupy jeździłam do miasta. Teraz życie płynie już swoim rytmem. Mimo iż nadal często bywam w stolicy, to okoliczne rejony nie mają przede mną już takich tajemnic :) Inaczej to życie wygląda tu na peryferiach :) Wolniej, spokojniej, bliżej natury. Wychodząc z A. na dwór ubieram go w rzeczy raczej do zniszczenia, żeby nie strofować malca, żeby się nie wybrudził :) W Warszawie na placach zabaw dominuje często rewia mody. Mamy wybierają najlepsze ubranka swoim dzieciom. A niech inni zobaczą jaka "stylówka" z małej pannicy, lub kawalera :) Dzieci zestresowane, ciągle otrzepywane z piasku, żeby żadne ziarenko nie zostało na nowej bluzeczce.... tu tego nie ma :) Oczywiście bardzo lubię jak A. wygląda ładnie i czyściutko, ale na litość boską, nie na placu zabaw czy dworze bawiąc się kamieniami :D

Tak więc rok minął w tempie błyskawicy, choć dużo się pozmieniało przez ten czas :)

Tata w ramach świętowania zrobił mi niespodziankę, przywożąc nasze ulubione sushi :) myyyyyyy....pychota :)
A. padł po aktywnym dzionku na dworze, więc podobnie jak niedzielny poranek, również i wieczór był spokojny, relaksujący i niezwykle smaczny :) Lubi ten Tata czasem pysznie i uroczo zaskakiwać :) 

Mimo iż wyprowadziliśmy się z miasta, nie zamierzamy rezygnować z jego dobrodziejstw. Nie będę nagle w zbzikowaną na punkcie własnych warzyw ogrodniczką. Jednak przestrzeń i swoboda, którą mieszkając tutaj możemy zapewnić A. i wkrótce Z. jest absolutnie wspaniała i nie zamieniłabym jej na żadne uroki wielkiego miasta, które przecież cały czas są na wyciągnięcie ręki i nadal zamierzamy z nich korzystać :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz