poniedziałek, 22 czerwca 2015

Dzień 14. (Nie)lubię poniedziałku

Powrót do pracy po weekendzie jest raczej mało przyjemnym i wyczekiwanym przez większość osób wydarzeniem. Kto pracuje na etacie ten zdaje sobie bowiem sprawę, że przez najbliższe pięć dni trzeba znów się mobilizować, uśmiechać i gonić terminy. Byleby do piątku jakoś zleciało, a wtedy laba dwudniowa powinna delikatnie załagodzić zszargane nerwy ;)
Pełen etat Mamy, rządzi się swoimi, całkiem odmiennymi prawami :) 
Dla mnie w zasadzie nie ma różnicy czy to poniedziałek, środa, piątek, czy niedziela. Obowiązki każdego dnia są podobne i mały Szef nie daje wolnego ot tak. Nie ma chorobowego, urlopu, a czasem nawet przerwy na obiad :) Nie można po 8 godzinach wyjść i zamknąć za sobą drzwi zapominając o obowiązkach zawodowych. Jest się w "pracy" 24 godziny na dobę. Ot co.
A. jest ostatnio jednak niezwykle wyrozumiały i nie dodaje zbyt wiele nowych obowiązków, a wręcz zadziwiająco dużo czasu umie sobie sam zorganizować, więc ze wszystkimi zajęciami w ciągu dnia się wyrabiamy. 
Dzisiejszy dzień w sumie niczym szczególnym nie wyróżniał się spośród wielu podobnych. Był spokojny, w znacznej części spędzony z Tatą w autku. A. był wspaniałą małą ciekawostką, której oczka szukały fascynujących wrażeń.
Jest jednak jeden element, który wyróżniał się pozytywnie na tle dzisiejszych dnia. To wieczorna kąpiel A.
Aż serducho mi się cieszy, kiedy przychodzi pora kąpieli i mycia główki, a ten mały człowieczek z radością wkłada czuprynkę pod prysznic żeby ją umyć. Nie ma lęku, płaczu, narzekania i nerwów. Woda leci na oczka, a A. nic sobie z tego nie robi, wręcz przeciwnie, cieszy się gdy strumieniem wody pryśnie mu się w buźkę. Nie wiem czy słusznie, ale mi wydaje się to raczej wyjątkowe, zresztą jak cały A. W każdym razie cieszy i sprawia, że wieczorne rytuały są doświadczeniem pozytywnym, spokojnym i radosnym.  




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz