piątek, 26 czerwca 2015

Dzień 18. Bo każde dziecko ma swój czas :)

Obserwowanie rozwoju małego człowieka to dla mnie fascynująca przygoda od nieporadnego szkraba do rezolutnego malca, jakim jest teraz A. mając niespełna 20 miesięcy. Pierwsze świadome spojrzenie, uśmiech, przewrotka z plecków na brzuszek, umiejętność trzymania główki wysoko nad ziemią w tej pozycji, samodzielne siedzenie, aż po raczkowanie, stanie, chodzenie itd. Tych elementów w życiu małego A. było już całe mnóstwo.  Na każdy czekałam z zaciekawieniem i z wielkim entuzjazmem przyjmowałam zdobywanie przez A. kolejnych umiejętności. 
Nie będzie przesadą stwierdzenie, że każdy tydzień przynosi wciąż coś nowego i niemalże każdego dnia ten mały chłopczyk mnie zaskakuje.
Każde dzieciątko ma swój rytm rozwoju, o ile nie odbiega on za bardzo od ogólnie przyjętej normy nie należy w moim przekonaniu niczego przyspieszać i  trzeba pozwolić małemu organizmowi zdobywać umiejętności w swoim czasie. Sadzanie dziecka na siłę, mimo iż samo sobie z tym nie radzi, ograniczanie mu swobody poruszania, przez ciągłe trzymanie w foteliku - bujaczku i inne podobne praktyki są moim zdaniem głupotą i wyrządzaniem krzywdy ludzikowi, którego mały kręgosłupek i główka nie są przygotowane do takich pozycji. Swoboda poruszania się, bezpieczna przestrzeń i stymulowanie rozwoju przez zabawę to elementy, które w mojej ocenie zdrowo rozwijającemu się dziecku w zupełności wystarczą, żeby samo osiągało wprawę w nowo nabytych umiejętnościach. 
A. nie był dzieckiem wyjątkowo prędkim w zdobywaniu wszystkich "sprawności". Wszystko postępowało w normie, ale bez wyścigów i wyjątkowości. Dziś jednak mogę cieszyć się z tego, że żadnego etapu A. nie przeskoczył. Zdumiewa mnie radość niektórych, że ich dzieciątko być może nie będzie raczkować, tylko od razu wstanie i zacznie chodzić. Ma to być takie wyjątkowe i fajne, a według mnie raczej powinno zastanowić i zaniepokoić, bo mimo iż każdy mały ludzik jest osobną jednostką i jego "dorastanie" wygląda nieco odmiennie, to jednak odchylenia od normy w tak małym ciałku wcale nie powodują u mnie efektu "WOW". 
Teraz A. wszedł w etap rozwoju, który wydaje mi się nad wyraz fascynujący. 
Staramy się stosować u A. metodę jedzenia BLW. Nie trzymamy się jej kurczowo i fanatycznie, ale jeśli tylko jest okazja, żeby A. jadł sam, to zawsze z niej korzystamy. Nie wiem na ile to pomogło, a na ile A. jest w "normie" dla swojego wieku? W każdym razie dzisiejszego dnia ogromną radość sprawiło mi patrzenie jak mój mały Skarb samodzielnie łyżeczką wcinał rosół i trafiał tą małą rączką do buźki bez żadnego problemu. Jego umiejętności manualne są dla mnie niezwykłe. Nigdy nie miałam kontaktu z rozwojem takiego małego dziecka, więc zachwyca i zdumiewa mnie to, że 20 miesięczne dzieciątko samo zakręca butelkę, samo robi rurką dziurkę w pudełku soczku i po prostu sobie przez nią pije, że trafia do odpowiednich otworów niewiele mniejszymi elementami. I tak się zastanawiamy z Tatą, co tam się w tej małej główce musi dziać, jaka tam następuje gonitwa myśli i rewolucja :) Oczywiście, gdybym pochwaliła się podekscytowana nowymi umiejętnościami A. znajomym, którzy mają dzieciaczki, albo ba, tym którzy ich nie mają ;) Pewnie usłyszałabym od części, że ich dzieci znacznie wcześniej niż moje zdobyły takie kompetencje życiowe, i że generalnie mój dobry humor jest kompletnie nie na miejscu :) Ale ja właśnie chcę cieszyć się każdą chwilą rozwoju A., dopingować go, wspierać. Chcę aby każdy progres, który poczyni wzbudzał moje zainteresowanie  i utwierdzał mnie we wspaniałości mojego synka. Bo oprócz wychowania, wyznaczania granic i przestrzegania zasad, lubię u siebie tą ciekawość i zachwyt, co przyniesie nowy dzień w życiu z A. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz