środa, 2 września 2015

Dzień 86. Ach ten poranek

Zgroza, dramat, bezsilność. 
Takim porankom, mówimy stanowcze NIE! 
Był to przykład klęski porannej, więc już teraz może być tylko lepiej. Niewyspanie to największy mój przeciwnik. Pokonuje mnie jedną ręką i śmieje mi się w twarz! Ale uwaga, zapowiadam rewanż! 
5:30 to nie jest dobra pora na pobudkę, płacz, rysowanie wtyczką po ścianie, zabawę koszem na śmieci... O tej godzinie się śpi! Zwłaszcza kiedy czeka mnie cały dzień w domowych pieleszach z mikroludkami. 
Zapomniałam im chyba o tym powiedzieć, bo robili wszystko to, czego nie powinni, a może wszystko to, co w tym momencie niszczyło resztki mojej zdrowej psychiki i skazywało poranek na porażkę? 
Na szczęście dzień trwa trochę dłużej i potem było już lepiej, a nawet zdecydowanie dobrze. Wspaniały A. zajął się samodzielną zabawą, a malutka Z. nawet nie płakała za dużo między częstymi karmieniami ;-)
I obiad udało się zjeść... Oczywiście zupę przygotowaną na kilka dni, ale grunt, że na ciepło :-) 
Tak sobie myślę, że siedząc z dziećmi można zrobić bardzo wiele albo nic ;-) bo niby jak nie płaczą i bawią się same, to jest tyyyle czasu. Tylko, że one mają zamontowane takie małe czujniczki reagujące na sygnał: "mama chce się czymś pożytecznym zająć". Wtedy kończy się rozpieszczanie mamy i wchodzi tryb "tak bardzo jesteś mi potrzebna teraz tu natychmiast". Więc gdy są cichutko lub się bawią, staram się nie robić gwałtownych ruchów, nic nie planować, nic nie robić, tylko słuchać tej wspaniałej ciszy, bo to tylko krótkie momenty i warto z nich czerpać na później ;)












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz