niedziela, 13 września 2015

Dzień 97. Przedweselna niemoc

Miłość dwojga ludzi to rzecz piękna, wyjątkowa i... ble ble ble... ;)
Jak się dwoje kocha, to zwykle decyduje się na przysięgę małżeńską, a po ceremonii na najbardziej nielubianą przeze mnie rzecz, czyli WESELE. 
Nie jest w stanie moja głowa ogarnąć czemu ludzie decydują się na wydanie tak wielkiej kwoty pieniędzy na jedną nic nie wnoszącą noc pełną jedzenia i alkoholu. Rubaszne stroje, przaśna muzyka, pląsający Wujkowie, Ciocie, Ciocie Cioć, których nigdy wcześniej na oczy nie widzieliśmy. Do tego wszystkiego jest to okazja, na którą ubrać się należy raczej w sukienkę i buty na obcasie. Ani jedno, ani drugie nie jest mi bliskie i czuję się tak ubrana kompletnie skrępowana i żadnej swobody w tym nie odnajduję. Dzisiejszy dzień minął na szukaniu czegoś "właściwego". Ehhh okazało się to kompletną porażką i do domu wróciłam z pustymi rękami. Nie mam pomysłu kiedy raz jeszcze trafi mi się sposobność pojechania tylko z Z. i zostawienia A. z Tatą. Wesele coraz bliżej, a ochoty i pomysłu na zakupy brak! Skoro nie kupiłam butów i sukienki, to dzień wydawałby się dla niektórych dniem straconym, a jednak wcale nie!
Pozytywne praktycznie wszystko, ale największy uśmiech kieruję w stronę maleńkiej Z. Wspaniały z niej kompan. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz