sobota, 12 września 2015

Dzień 96. Ciasto


Lubię weekendy. Nie różnią się one jakoś szczególnie od dni powszednich, ale jednak są troszkę inne. 
Tata co prawda zwykle pracuje i nie ma go w domu, ale za to często przyjeżdża Babcia, żeby odpocząć po całym tygodniu pracy. 
Odpoczynek to chyba spore nadużycie, bo spędzanie czasu z rozbrykanym prawie dwulatkiem, to nie jest kaszka z mlekiem ;) Niemniej jednak tak to nazywam, żeby stanowiło przeciwwagę dla tygodnia przed komputerem.
Babcia zawsze przyjeżdża do nas z walizką, a walizkę tę upodobał sobie A. 
Ile radości ma ten mały ludek chodząc dookoła salonu z walizką. Nie zagląda do środka, nic do niej nie pakuje, po prostu stawia na kółeczkach i podróżuje trzymając za rączkę. 
Fajny z niego smyk. Robi się niezwykle promienny, gdy uśmiech zagości na jego buźce. 
Weekend to także czas, kiedy można namówić Babcię na zrobienie czegoś, czego się nie robi na co dzień. 
Dziś było to ciasto "kupne". Czemu kupne? To rodzinna długa historia i chyba nie będę nawet próbowała tłumaczyć ;) W każdym razie jest to pomieszanie karpatki i napoleonki i jest pyszne!
Ja znam to ciasto od zawsze, ale dla Taty to nowy rarytas i wprost za nim przepada.
Dlatego jak padło hasło, że Babcia bierze się za Kupne, czekaliśmy z niecierpliwością na pierwszą szansę wyjadania kremu ;)
Chyba każdy przyzna, że sobotni wieczór pachnący ciastem to jedno z przyjemniejszych doświadczeń i to dzisiejsze takie było. Smakowita sobota!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz